piątek, 27 maja 2016

Wycieczka, kontuzja i najlepsza zabawa pod słońcem.

Hej!
Co tam u was? Na wstępie przeprasza, że nie pisałam ale musiałam zająć się szkołą (i przygotowaniem się do wycieczki). Oczywiście teraz postaram się pisać częściej. Zacznę od opisu wyżej wspomnianej wycieczki.

Na wycieczkę pojechałam z klasą do Łapina na trzy dni (poniedziałek, wtorek i środa).
W poniedziałek o godzinie 8:15 miałam zbiórkę pod szkołą, wyjechaliśmy koło 9:00. Na miejscu byliśmy po jakiejś godzinę, a potem mieliśmy czas na rozpakowanie i ogarnięcie się w nowym miejscu. Po rozpakowaniu zaczęły się zajęcia. Spotkaliśmy się na plaży z opiekunami i zaczęła się zabawa. Zostaliśmy podzieleni na trzy grupy (była w drugiej) i zaczęliśmy zawody. Każda grupa jako punkty dostawała cukierki, liczyły się tylko te niezjedzone. Graliśmy w piłkę na plaży, były balony z wodą przerzucane przez siatkę do siatkówki na ręcznikach. Była też gra w której każda grupa miała wiadro i musiała je całe napełnić wodą z jeziora używając wyłącznie butów, rąk, ust czy koszulek. Użyłam butów (na szczęście miałam drugie) oraz rąk. Nasza grupa wygrała. Później przyszedł czas na obiad, zjedliśmy (było dobre) po czym mieliśmy jakąś godzinkę przerwy. Po czasie wolnym znów spotkaliśmy się na plaży i poszliśmy do lasu szukać miejsca na wybudowanie szałasu. Znaleźliśmy idealne drzewo i zaczęliśmy szukanie patyków (nie było to zbyt trudne, w końcu byliśmy w lesie). Po znalezieniu potrzebnych do budowy surowców zaczęliśmy, budowa trwała dobre półtora godziny, ale się udało. Adam (opiekun naszej grupy) opowiadał w tym czasie różne historie, budowaliśmy oddzielnie dziewczyny i chłopacy, lecz później połączyliśmy to w jedno. Wróciliśmy do ośrodka i mieliśmy czas wolny oraz ustaloną godzinę spotkania na nocne wyjście, niestety w czasie wolnym moja przyjaciółka biegała po domkach i niefortunnie upadła na schodach domku (nie naszego jak wtedy myślała, a drzwi w tym czasie otworzyła jedna dziewczyna i była dość zdziwiona takim niecodziennym prezentem) i zwichnęła kostkę. Poszłyśmy z tym do Adama, który kazał trzymać tę nogę w zimnej wodzie, ale ona jeszcze bardziej spuchła. Nauczyciele sprawdzali czy wszyscy idą i dość się zdziwili widząc nas wszystkie obok wcześniej wspomnianej przyjaciółki która trzymała nogę w wiadrze od mopa. Zawołali naszą wychowawczynie która została z M. i ze mną (bo ja jako
dobra przyjaciółka zostałam). W miedzy czasie było ognisko na które wszystkie poszłyśmy. Później przyszła reszta, powiedziały nam, że w sumie to nic takiego nie robili bo dwie dziewczyny się zgubiły i doszły do sąsiedniego ośrodka. Poszłyśmy spać.

We wtorek śniadanie było na 8:30, a nasz domek był w ruchu już od 4:00, ale nie wszystkie ja spałam do 7:00. Przed śniadaniem wypiłam jeszcze herbatę i poszłam posiedzieć na plaży, a dopiero wtedy było śniadanie. Po śniadaniu znów był czas wolny, później spotkanie na plaży i wtedy poszliśmy na spacer dookoła jeziora, na trasie było kilka zadań: zrobienie noszy z kii i bluz, odpalenie papieru krzesiwem i zbudowanie palnika gazowego. Po drodze zahaczyliśmy też o sklep. Gdy wróciliśmy do domków mieliśmy czas wolny po czym mieliśmy zbiórkę na plaży i zostaliśmy podzieleni na cztery grupy (nie było za to punktów). Nasza grupa najpierw poszła strzelać z łuku, później z wiatrówki i broni krótkie (dwa razy trafiłam w tarczkę), następnie graliśmy w bierki bambusowymi kijami. Nasza zabawa na



tym się nie kończyła był jeszcze do zaliczenia park linowy, ale myśmy mieli mieć go dopiero po obiedzie. Przyszedł czas na obiad, po czym było jakieś 30 minut wolnego i spotkaliśmy się przy wejściu na park linowy. Najpierw krótkie wytłumaczenie, próba i jechana z tematem. Park zajął mi około godzinę może trochę więcej. Był na prawdę bardzo fajny, na samym końcu była dość długa tyrolka. Po parku linowym znów była przerwa, można było w tym czasie przygotować się do dyskoteki. Na dyskotece śpiewaliśmy tańczyliśmy i oglądaliśmy występ iluzjonisty. Było na prawdę bardzo fajnie. Po dyskotece poszliśmy do domków aby odpocząć i się przebrać, po czym osoby które chciały szły do lasu, było fajnie chociaż cały czas jeden gościu z mojej starej klasy się do mnie przystawiał, jak upadałam podnosił mnie pytał czy nic mi nie jest i tak dalej. Ja go spławiałam (w końcu mam chłopaka), szłam w swoją stronę, ale on szedł za mną. Nieznośny typ po prostu.
Jak już wróciliśmy wypiłam herbatę i poszłam spać razem z całą ekipą z domku, nie nastawiłyśmy sobie budzika.

W środę rano nauczycielka o godzinie 7:25 przyszła po nas abyśmy wstały. W ten sposób 7 dziewczyn zdążyło wejść do łazienki w niecałe 5 minut ubrać się i ogarnąć. Poszliśmy na śniadanie, znów przerwa, a następnie spotkanie przy ławkach i rozliczenie się cukierkami. Później była jeszcze jedna konkurencja, a mianowicie trzeba było podbiec do maski gazowej skręcić ją przebiec w niej dookoła lampy wrócić na miejsce gdzie wcześniej leżała rozkręcić ją i wbiec na metę. Nasza drużyna była najszybsza (32 sekundy!). Znów dostaliśmy cukierki i wtedy było liczenie, każda grupa wybrała jednego nauczyciela który miał liczyć. Nasza grupa wygrała (142 cukierki do rozdania całej grupie) i w nagrodę dostaliśmy dwie butelki szampana (picollo), które zostały od razu wypite. Po nacieszeniu się wygraną można było pójść z Adamem postrzelać z broni krótkiej, lub zostać na plaży i pograć w jakieś gry z Patrykiem i Zuzią. Wybrałam opcje drugą, więc na początku były zapasy z nogami w linie, potem graliśmy w Zombie, a następnie w nieszczęsne czołgi. Chodziło o to by wskoczyć na swój czołg, zeskoczyć przebiec koło z czołgów, przejść pod nogami swojego czołgu i znów na niego wskoczyć. Pierwsza runda- ok. Druga skończyła się dla mnie nieco gorzej, a mianowicie biegnę, już prawie jestem przy swoim czołgu gdy stopa wbija mi się w piach wygina do tyłu i przekręca. Bolało, i to bardzo. W sumie to nadal boli, nie do opisania. Ledwo chodzę, możliwe że  jutro bądź po jutrze pojadę do szpitala, zobaczyć czy to nic poważnego.
 Miało przestać, ale nie przestało i tak oto przez dobre 40 minut siedziałam na ławce, bo bolało. Potem był obiad, zabieranie swoich rzeczy i do autokaru. Gdy już jechaliśmy i do domu zostało jakieś 40 minut drogi, skapnęłam się że nie wzięłam kurtki właśnie przez to kolano. Powiedziałam to M. (siedziała ze mną) i zaczęłam się śmiać, przez całe 40 minut się z tego śmiałam (zdrowo walnięci, łączymy się).
Po powrocie nadal się z tego śmiałam. Niestety noga bolała dalej.
























Jak i boli teraz, niestety. Dzisiaj byłam u babci, ale ból nie ustaje, chociaż starałam się oszczędzać nogę na tyle ile było to możliwe, robiłam minimum.
 Do zobaczenia,
wasza zdrowo rąbnięta Izia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz